niedziela, 17 lutego 2013

Ja też ćwiczę z Ewą + dzielę się kalendarzem

Nigdy nie byłam chuda, nawet nie pamiętam czasów, żebym była szczupła. Zawsze miałam jakieś zbędne ciało, ale przyznaję się bez bicia, że ostatnio na diecie byłam w liceum, czyli parę lat temu. Ćwiczenia lubię, jednak sama nigdy nie potrafiłam się do nich zmobilizować. Do zeszłego roku chodziłam na body shape na studiach, ale wyrobiłam obowiązującą mnie liczbę semestrów i pierwszy raz w życiu nikt mnie nie zmuszał do aktywności fizycznej. Miałam gdzieś w głowie pomysł zapisania się do fitness clubu niedaleko mojego domu, jednak ze wstydem przyznaję, że noszę się z tym od stycznia... zeszłego roku.

Jakieś 3 tygodnie temu jechałam wczesnym popołudniem autobusem i uderzył mnie widok pojazdu wypełnionego po brzegi starszymi ludźmi. Niby norma o tej porze, ale jako jedyny pasażer poniżej 60. roku życia, zauważylam, że też chyba jako jedyna ważę mniej niż 100 kilo. Naprawdę. A przystanek po mnie wsiadła starsza pani, która z okropną zadyszką prosiła dziadka naprzeciwko siebie, żeby wciągnął ją na wolne siedzenie. Dosłownie, wciągnął.

Ten widok zmotywował mnie do rozpoczęcia trenowania jeszcze tego samego dnia.

Teraz, jak zapewne połowa polek, ćwiczę z Ewą Chodakowską. Zrobiłam małe poszukiwania, i zdecydowałam się na trening dla cieniasów, czyli Totalną Metamorfozę. Trwa jakieś 35 minut i jest przyjemną gimnastyką, chociaż pod koniec jestem już trochę zmęczona. Na początku miałam spore problemy z utrzymaniem równowagi podczas niektórych ćwiczeń, jednak bardzo szybko przestałam się chwiać. Po 5 razach czułam się silniejsza, zwinniejsza i okazało się że sama budzę się po 8 godzinach, a nie po 11, jak zawsze. Wow!

Postanowiłam, że wykonam ten program 30 razy, a potem przejdę do tych trudniejszych, jak skalpel czy turbo. W momencie pisania tego wpisu mam za sobą 7 treningów.

wersja jasna

wersja ciemna


wersja mroczna


Żeby nie stracić motywacji i umilić sobie wyciskanie z siebie siódmych potów, postanowiłam stworzyć sobie kalendarzyk z 30 polami, które będę skreślać po każdej sesji z Ewą, a co pełne 6 kupię sobie coś w nagrodę :). Wiem, że to dziecinne, ale walczę z zakupoholizmem i będzie to taka podwójna motywacja - jak wyćwiczę sobie nagrodę to mam prawo zrealizować coś ze swojej chciejlisty, a jak nie, to mam zakaz wydawania pieniędzy. Skorzysta na tym i moje ciało, i konto bankowe.

Tym kalendarzykiem chciałam się z Wami podzielić. Może komuś się przyda coś takiego do swojego własnego celu? Myślę, że jego minimalizm będzię dość uniwersalny. W etykietkach w ostatniej kolumnie ja wpisuję swoje nagrody, żeby widzieć na co zapracowałam. Wydrukowałam go w formacie A4 i oprawiłam w ramkę z IKEI.

Moją pierwszą nagrodą była sukienka z Reserved upolowana na przecenie (na wieszaku nie wygląda jakoś specjalnie, ale ładnie się układa):
Ćwiczycie z Ewą? Dajcie znać w komentarzach!

3 komentarze:

  1. świetny kalendarz, ale najważniejsza jest motywacja...trzymam kciuki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, moja kiecka sylwestrowa :P Sama też ćwiczę z Ewką i jeszcze z Mel B :) Generalnie nie potrzebuję tego żeby schudnąć, bo jestem typem "skinny fat" i potrzebuję nabrać trochę mięśni, polepszyć kondycję i ogólnie nie być takim zdechlakiem :D
    Póki co umieram na ból każdej części ciała :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się nawet polubiłam z zakwasami, ćwiczenia dają mi kupę satysfakcji. I to cudowne uczucie jak trening po treningu wychodzi ci coraz lepiej :)

      Usuń